Wszystkich Świętych to tradycyjnie dzień odwiedzania grobów, zadumy i spotkań rodzinnych. W naszym domu zawsze była to okazja do wspólnego obiadu, koniecznie z gorącą zupą po powrocie z cmentarza. I w tym roku nie było inaczej. Tylko zupa już inna. Ja kiedyś gotowałam żurek z białą kiełbasą i jajkiem na twardo, albo barszcz ukraiński z fasolą. Ciekawe, że na Ukrainie nikt takiej zupy nie zna ... :)) No, ale czasy się zmieniają i w tym roku zupę ugotowała moja córka. Wybrała chiński rosół z kawałkami mięska z kurczaka i grzybkami Mun. Pycha była i na rozgrzewkę po mokrym spacerze akurat. A zmokliśmy nieźle. Akurat jak wyjechaliśmy spod domu, zaczęło padać. Jechaliśmy godzinę, w normalnych warunkach dojazd na cmentarz zajmuje nam kwadrans. No, ale nie tylko my mamy bliskich na tym cmentarzu. Pociechą i nagrodą za siedzenie w korku i moknięcie były nasze tradycyjne, poznańskie rury, które można kupić pod bramą cmentarza. Oto one w towarzystwie rurek z kremem:
Smakują wybornie, trochę jak piernik, ale miękki i słodki ...
Po powrocie do domu szybko zdjęłam przemoczone spodnie, buty i skarpety, a w kuchni córcia już odgrzewała swoje dzieło. Rosołek smakował fantastycznie ...
Kiedy odpoczywałam sobie po spacerze, który niestety mnie zmęczył ... kondycja nie ta ... kuchnię przejął synek. Na drugie danie zaplanował polędwiczki w sosie z sera pleśniowego. Uwielbiam jak on gotuje i tym razem również się nie zawiodłam. Polędwiczki usmażone idealnie, sos doprawiony tak, że najlepsi kucharze by się nie powstydzili ... mniammmm. Do tego bagietka podpieczona w piekarniku, bo nikomu nie chciało się obierać ziemniaków, a pewnie i jeść by się nie chciało. Pieczywko pasowało super i można było bułeczką wytrzeć sos z talerza :))
Objadłam się nieprzyzwoicie, popiłam kawki, poskubałam rurę i położyłam się na drzemkę... To był pyszny obiadek i najważniejsze, że dzień spędziłam z moimi dziećmi. Znowu ja, kwoka-mamcia miałam przy stole moje kochane pisklęta ... no może już nie takie żółciutkie i nieopierzone, ale przecież zawsze moje dzieci...
A przeżycia nad grobami rodziny? Co roku mam inne odczucia. Tym razem myślałam o tym, że kiedy przyjdzie na mnie pora, ucieszę się na spotkanie z moim tatą i prababcią, która była dla mnie babcią. Która opowiadała cudowne historie rodzinne, pokazała pierwsze ściegi haftu, nauczyła słupków i półsłupków ... Szłam w deszczu, czułam jak z każdym krokiem buty nasiąkają mi wodą, brakowało mi oddechu, kapało z nosa, ale cieszyłam się, że miałam siłę pojechać na cmentarz, jeszcze w tym roku miałam, bo nie wiem jak będzie za rok ... I patrzyłam na pomniki zadbane, obstawione zniczami i kwiatami i te zaniedbane, zapomniane i myślałam o tych ludziach, o tym co robili, jak żyli ... Wieczny odpoczynek racz im dać Panie ...
Mój tata spoczywa na malutkim cmentarzu
OdpowiedzUsuńpołożonym w samym środku lasu, nad morzem.
Zawsze chodzimy tam piechotą, bo jest
niedaleko od domu.
Bardzo lubię te dwa niezwykłe dni roku.
Poza spotkaniem w rodzinnym gronie, chwilami
zadumy i refleksji, odczuwam radość.
Tak wiele bliskich osób jest po drugiej stronie...
Już bez bólu, bez problemów, bez cierpienia...
Tak, masz rację, mnie też pociesza to, że oni już nie cierpią ...
UsuńNo, te grzybki z rosołku najbardziej poprawiłyby mi humor ...:)))))A specjały poznańskie wyglądają smakowicie.
OdpowiedzUsuńGrzybki były bardzo dobre :)) a rury uwielbiam i można je kupić jeszcze przy okazji Bożego Ciała i odpustu w parafii ... mniam :))
UsuńMasz wspaniałe dzieci!!!!!!!!!!!Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTak, jakoś mi się udało i są wspaniali.
UsuńAle pyszności,mniam :)
OdpowiedzUsuńTakie dzieci to prawdziwy skarb,inwestycja w ich wychowanie zawsze się opłaca.A to co my dajemy dzieciom, w przyszłości one nam oddają po stokroć.
Haneczko,wspaniale wychowałaś swoje pociechy.
Ja wczoraj byłam nad grobem taty,nie żyje od 35 lat i nawet go nie pamiętam.Powiedziałam mu że będzie miał kolejną wnusię :)
Ja mojego taty nie miałam wcale, dopiero dwa lata przed jego śmiercią się spotkaliśmy i miałam zaszczyt organizować mu ostatnią drogę ... I to było moje podziękowanie za to, że jestem, że żyję. Pozdrawiam
UsuńPięknie, Haniu napisałaś - wspomnieniowo. Ja byłam wczoraj na cmentarzu z córką i opowiadałam jej o pradziadku,którego i ja nie miałam okazji poznać...
OdpowiedzUsuńZdolne masz dzieci i aż miło patrzeć, że tak się zajęły kuchnią. Polędwiczki wyglądają bardzo apetycznie. Pozdrawiam :))
Zapewniam, że nie tylko wyglądały ... :)) Pozdrawiam
UsuńA za rok, Hanusiu, też będziesz miała siłę... będziesz miała jeszcze więcej siły!
OdpowiedzUsuńCo do mnie, również myślę o śmierci w kategoriach spotkania - z tymi, za którymi tęsknię.
Haniu, dlaczego płaski placek nazywa się rurą?
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to dzisiaj (przed chwilą) odebrałam z poczty (a jakże!) przesyłkę. Dziękuje po stokroć, zwłaszcza te łapki do garnków będą mi towarzyszyć na co dzień, bo wiecznie rozglądam się za jakąś ścierką czy czymkolwiek, przez co można by złapać garnek :-)
Bardzo się cieszę, że spodobały Ci się upominki :) A rury nazywają się rurami, bo wcale nie są płaskie. Nie widać na zdjęciu, że są trochę zwinięte? Może nie do końca, ale jednak ... :)) Dziękuję, że masz taką pewność, że za rok też będę miała siłę pójść na cmentarz ... Pozdrawiam
UsuńJak się zawezmę, to Ci to wymodlę! Jak Bóg da, w lecie będę w Fatimie.
UsuńKochana jesteś :)
Usuń